czwartek, 4 lutego 2010

"W krainie patriarchatu.O Kongresie Podbeskidzia w Bielsku-Białej"- Aleksandra Banot

Tekst ukazał się na stronie Magazyn Kreatura 19.01.2010.


16 stycznia 2010 r. w Bielsku-Białej odbył się I Regionalny Kongres Kobiet Podbeskidzia. W położonym w centrum miasta budynku Wyższej Szkoły Administracji (WSA) zebrało się ok. 400 kobiet z południowych regionów województwa śląskiego (Bielsko-Biała i okolice, Śląsk Cieszyński, Żywiecczyzna i pszczyńskie). Na tydzień przed tym wydarzeniem zabrakło wolnych miejsc. Zainteresowanie kongresem było bardzo duże. I to jest niewątpliwy sukces tego przedsięwzięcia. Sukces, który delegitymizuje jakąkolwiek krytykę. Zresztą, lokalne media wypowiadały się o kongresie wyłącznie w superlatywach.
Szanuję ten sukces. Podziwiam organizacyjną efektywność. Niemniej – krytyka tego kongresu jest konieczna. I tutaj nie chodzi tylko o wystąpienie Elżbiety Radziszewskiej, stoisko firmy kosmetycznej Douglas czy kuluarowe występy kobiet w regionalnych strojach. Chodzi o to, że to były jedyne propozycje dla uczestniczek kongresu.
Ale od początku.
W auli WSA uczestniczki kongresu powitała, słowami „Witam Panie!”, elegancka prezenterka, jednocześnie członkini Komitetu Organizacyjnego, pani Natalia Miodońska. I tak już zostało – panie odmieniały się przez wszystkie przypadki. Najpierw pojawiła się informacja dotycząca inicjatorek kongresu przedstawiona niczym mit założycielski (dodatkowo – zilustrowana na ekranie nad sceną): pani Renata Rosowska, prezeska Stowarzyszenia „EWA – MAJA – KRYSTYNA. Kobiety dla kobiet” oraz Kanclerz WSA, spotkała się z poseł Platformy Obywatelskiej (!) Mirosławą Nykiel. Efekt – właśnie w nim uczestniczymy. Obie panie przedstawiły kongresowe cele: „promocja działań na rzecz równego traktowania kobiet i mężczyzn oraz szerszej aktywizacji kobiet w różnych dziedzinach życia. Przedstawiając kobiety z naszego regionu będące liderkami w wielu sektorach życia społeczno-politycznego i biznesowego, chcemy pokazać opinii publicznej oraz innym kobietom, że sukces jest możliwy”[1].
Potem był czas dla gości specjalnych. Najpierw wystąpiła wicemarszałek Senatu RP, Krystyna Bochenek. Wśród działań kobiecych, które podjęła pani marszałek, wedle zapowiedzi prezenterki, znalazło się… zorganizowanie ogólnopolskiego dyktanda w Katowicach (na pewno się nie przesłyszałam się). Następnie, Minister ds. Równego Traktowania Elżbieta Radziszewska miała wypowiedzieć się na temat, czy działania na rzecz równego traktowania kobiet i mężczyzn są potrzebne. Pani Radziszewska powiedziała, że takowe działania są potrzebne i ona się nimi zajmuje. Żadnych konkretnych przykładów nie przytoczyła. Choć powiedziała nawet, że nierówne traktowanie bierze się ze stereotypów. I to było jedyne zdanie, które zawierało treść – na dodatek – mającą sens. Wystąpienie zakończyła wierszykiem posła PSL, Franciszka Stefaniuka, któren to wierszyk szanowny pan poseł sprokurował z okazji 90-lecia Polek w parlamencie. Pani minister chyba bardzo lubi ten wierszyk, bo przytaczała go niedawno w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, z okazji otwarcia wystawy Kobiety w parlamencie. (Tę samą wystawę można było obejrzeć w czasie bielskiego kongresu). Wierszyk jest o wiecznie młodej, choć już 90-letniej, posłance, opierającej się na… marszałkowskiej lasce. Chciałam przytoczyć fragmenty tego poetyckiego dzieła, ale nie dostępny w internecie. Wierzcie mi - motyw laski jest tak eksploatowany i w takich kontekstach, że nie sposób nie poczuć się zniesmaczoną. W najlepszym wypadku.
Kiedy wiersz wybrzmiał, rozległy się brawa.
Pierwszą część kongresu zakończył wykład dr nauk biologicznych Grażyny Pająk pt. Wellness – konieczność czy fanaberia? Słuchałam i zastanawiałam się, czy te 400 kobiet przyszło tutaj po to, żeby usłyszeć, że schab pieczony składa się z mięsa tylko w 15%? Chyba każda z nas zdaje sobie z tego sprawę. Nie mówię już o takich absurdalnych zaleceniach, jak zamiana w naszym jadłospisie niezdrowego cukru białego na zdrowy cukier ciemny trzcinowy. Nie trzeba doktoratu z biologii, ani nawet magisterium, żeby wiedzieć, iż cukier pozyskiwany zarówno z buraków, jak i z trzciny cukrowej zawiera tę samą sacharozę. Albo o pseudonaukowych pojęciach takich, jak smog elektromagnetyczny czy witalizacja wody w basenie. Domyślam się, że ten wykład urągał nie tylko mojej inteligencji i wiedzy.
Dyskusje panelowe, które odbyły się później, wypadły zdecydowanie lepiej. Przynajmniej ta, w której uczestniczyłam – „Młode kobiety o przyszłości”. Socjolożki z Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku przedstawiły wyniki badań dotyczących aspiracji zawodowych i politycznych kobiet w kontekście życia rodzinnego w południowych powiatach woj. śląskiego. O ile nie zgadzałam się z niektórymi kierunkami analiz, o tyle temat przedstawiony był rzetelnie i profesjonalnie. Szkoda tylko, że panel zdominowały socjolożki.
Wyniki poszczególnych dyskusji panelowych miały zostać przedstawiony w ostatniej części kongresu. Niestety – nie mogę nic na ich temat powiedzieć, ponieważ po zakończeniu panelu zrezygnowałam z dalszego uczestnictwa w kongresie.

Jeśli Kongres Kobiet Polskich został nazwany Kongresem Kobiecistycznym[2], to jak nazwać Kongres Kobiet Podbeskidzia? Nie wiem. Nie chcę, naprawdę nie chcę obrazić żadnej kobiety, która uczestniczyła w tym wydarzeniu. Bo przecież przyciągnęło ono kobiety różne: polityczki, nauczycielki, wykładowczynie, bizneswoman, artystki, działaczki organizacji pozarządowych, kół gospodyń wiejskich itp. Młode, choć tych bardzo młodych było niewiele, w średnim wieku (najliczniejsza grupa) i starsze. Na pewno jednak te lepiej sytuowane i ponadprzeciętnie wykształcone. Ciekawe więc, dlaczego jedna z relacji prasowych zarezerwowała określenie „kobiety sukcesu” tylko dla organizatorek i panelistek?[3]
Choć kongres przyciągnął wiele różnych kobiet, to wielu kobiet zabrakło – w Komitecie Organizacyjnym, wśród panelistek, a zapewne także wśród uczestniczek. Zabrakło reprezentantek grup wykluczonych (np. bezdomne), czy choćby tych gorzej sytuowanych (np. pielęgniarki). Zabrakło feministek. Nawet wiem, w jaki sposób - a może i dlaczego - zabrakło feministek.
Pierwsza wersja programu przewidywała, że w części otwierającej kongres przemawiać będzie, obok minister Radziszewskiej, dr Małgorzata Tkacz-Janik. W kolejnej wersji programu feministki Tkacz-Janik już nie było. Została tylko pani minister. Cóż – reprezentuje partię rządzącą. Czyli władzę. Czyli większość. Bezpieczniej jest oddać głos pani minister. Zwłaszcza jeśli dbamy o własne kariery polityczne – w roku wyborczym. Feministka Tkacz-Janik trafiła więc do panelu poświęconego polityce (panel miał zresztą szczególny temat: „Czy polityka jest dla kobiet? A może działalność społeczna?”). Kiedy jednak Grażyna Staniszewska, moderatorka panelu, stwierdziła, że ma za dużo panelistek, a Tkacz-Janik to w ogóle nie jest z Podbeskidzia (co z tego, że od ok. 10 lat pracuje w jednej w bielskich szkół wyższych), feministka Tkacz-Janik wylądowała w panelu na temat edukacji.
Inny przykład – kiedy pod koniec listopada ubiegłego roku dowiedziałam się o tym kongresie, zapytałam, jaka jest możliwość znalezienia się w Komitecie Organizacyjnym. Nie otrzymałam na to pytanie żadnej odpowiedzi. Zaproponowałam także, aby w poszczególnych panelach wzięły udział liderki kilku różnorodnych organizacji: Grupy Inicjatyw Genderowych - GIGa Śląsk, grupy Lady Zone z Bielska, Klubu Krytyki Politycznej Na Granicy (Cieszyn) i Stowarzyszenia Klub Kobiet Kreatywnych z Cieszyna. O ile trzy pierwsze organizacje łatwo uznać za feministyczne i lewicujące, o tyle tę ostatnią nie sposób opisać w takich kategoriach. Lista działań i inicjatyw tych podmiotów jest pokaźna i znacząca – wystarczy przykładowo powiedzieć, że Małgorzata Tkacz-Janik (GIGa Śląsk) i Joanna Wowrzeczka (koordynatorka KKP Na Granicy) były nominowane do w plebiscycie „Wysokich Obcasów” Polka Roku, odpowiednio: 2008 i 2009. Żadna z nas nie dostała się do panelu. Nawet zapewniania pani Rosowskiej mówiące o tym, że będzie możliwość zaprezentowania w panelu swojej organizacji, nie znalazły pokrycia. Mało czasu, dużo pracy - być może. Przeoczenie – być może. Być może powinnam była napisać maili, wykonać więcej telefonów itp.
Kongres Kobiet Podbeskidzia okazał się kongresem bardzo politycznym, wyraźnie zaznaczającym linię programową i organizacyjną, jedynie słuszną i właściwą, choć zapewne niewidoczną dla wielu uczestniczek. Biogramy członkiń Komitetu Organizacyjnego nie mówią o przynależności partyjnej, przykładowo, poseł Nykiel. Po co? To przecież oczywiste. Pani poseł reprezentuje partię rządzącą. Może zatem nie mówić o swojej afiliacji - polityczny mainstream na to pozwala. Uczestniczki kongresu mogą się wówczas łatwo zidentyfikować np. z senator Bochenek. No bo ona - tak jak ja - jest kobietą. Ale to ten sam mainstream, w którym nie zmieściłyśmy się my, feministki. (Może ciągle funkcjonuje stereotyp, że feministki nie są kobietami?) Radykalne i lewicujące. Histeryczki – a to mające jakieś bezpodstawne zarzuty wobec minister Radziszewskiej (dotyczące np. ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn), a to walczące o parytety na listach wyborczych – nie wiedzieć, czemu, przecież w sejmie jest tyle kobiet, raz, dwa, trzy, cztery, pięć… i to już od 90 lat!
Nie można tutaj mówić o jakimkolwiek pluralizmie. Trudno się dziwić, zwłaszcza, kiedy spojrzymy na skład Komitetu Organizacyjnego. Jego członkinie były dobierane według - dobrze znanego skądinąd - klucza polityczno-biznesowo-towarzyskiego, obejmującego kobiety piastujące kierownicze funkcje: panie burmistrz, dyrektorki, prezeski. Kobiety, które odniosły sukces. Prawdziwy, bo męski, sukces: mają władzę i/lud pieniądze. Nie muszą się liczyć z innymi kobietami. Ani z innymi mężczyznami.
Szkoda, wielka szkoda, że Kongres Kobiet Podbeskidzia, roszcząc sobie prawo do bycia regionalną kopią kongresu ogólnopolskiego, stał się jego karykaturą. Całkiem ładną i sympatyczną, ale zawsze karykaturą.
Zastanawiałam się, do czego porównać ten kongres. Jak to, do czego? Do upominku od firmy kosmetycznej Douglas. Piękny, seledynowy, w całkiem sporej torebce. W środku… pustawo: długopis, pilnik do paznokci, żel pod prysznic (30 ml) i elegancko zawinięte w duży kawałek papieru trzy próbówki kremów, jakie zwykle możemy znaleźć w kobiecych czasopismach. Kiedy patrzę na tę seledynową torebkę, odnoszę wrażenie, że to najcenniejsza rzecz, jaką wyniosłam z tego kongresu. Tym bardziej, że lubię seledynowy kolor. W końcu jest taki apolityczny.
A poważnie? Zrozumiałam, jak niezwykłym wydarzeniem, pomimo niewątpliwych wad, był czerwcowy Kongres Kobiet Polskich. Gdzie Magdalena Środa stała obok Marty Kaczyńskiej, a stoiska firm kosmetycznych - obok feministycznej Fundacji Feminoteka, Magazynu Kobiet Kreatywnych „Kreatura” i Fundacji Lorga, kolektywu UFA. Gdzie destabilizowano polski patriarchat.

[1] http://www.kongreskobiet.eu/
[2] Zob. Kongres Kobiecistyczny. Rozmowa Beaty Kozak, Anny Lipowskiej-Teutsch i Agnieszki Mrozik, „Zadra” 2009, nr 39-40, s. 8-12
[3] http://www.bielsko.biala.pl/665,reportaze.

środa, 3 lutego 2010

Spotkanie z Włodzimierzem Nowakiem wokół jego nowej książki.

Spotkanie z Włodzimierzem Nowakiem, autorem książki "Serce narodu koło przystanku" prowadzone przez dr Tomasza Warczoka odbyło się 21 stycznia o godz. 18.00 na Śląskim Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie.

Warsztaty antydyskryminacyjne i projekcja filmu "Niebeskoocy"

Kolejne spotkanie z cyklu „gender level one - gender kurs”, warsztaty antydyskryminacyjne i projekcja filmu Niebieskoocy prowadzone przez Małgorzate Tkacz-Janik odbyły się 19 stycznia, o godz. 18.00 w Galerii „Szara” w Cieszynie.

"Pornografizacja Holocaustu.Ciało, seksualnośc, Zagłada" wykład dr Joanny Ostrowskiej

Wykład Joanny Ostrowskiej odbył się 20 października 2009 roku o godzinie 18 00 w Klubie Krytyki Politycznej Na Granicy w Cieszynie.

"Czas na parytet" spotkanie z prof Magdaleną Środą i dr Małgorzatą Tkacz-Janik

Czas na parytet. Goście: Magdalena Środa, Małgorzata Tkacz-Janik. Prowadzenie: Aleksandra Banot. Spotkanie odbyło się 15 października o godz. 18.00 w Klubie Krytyki Politycznej Na Granicy w Cieszynie.
Jednym z najważniejszych postulatów Kongresu Kobiet Polskich jest wprowadzenie do ordynacji wyborczej kwot (czyli zagwarantowanej liczby miejsc na listach wyborczych, np. 40% dla kobiet) lub parytetów (zagwarantowanie 50%, bo „parytet”, z łac. paritas, to „równość”; parytet stanowi więc równościową odmianę kwot). Sprawi to, że szanse kobiet w wyborach na wszystkich szczeblach poważnie wzrosną, a tym samym wzrośnie ich udział w sprawowaniu władzy politycznej, a więc tam, gdzie podejmuje się decyzje dotyczące życia wszystkich obywateli i obywatelek.Mimo że w wielu demokratycznych krajach, również spoza Europy, parytety lub kwoty od dawna funkcjonują, w Polsce ciągle spotykają się z ogromną krytyką i niezrozumieniem.Po spotkaniu odbyło się zbieranie podpisów pod projektem ustawy.

Fotorelacja z wykładu Dr Łukasza Klisia "Identyfikacja- sprawa polska".

"Identyfikacja- sprawa polska".Prowadzący: Łukasz Kliś, spotkanie odbyło się 13 stycznia, o godz. 20.00.

Fotorelacja ze spotkania i promocji książki "Pamięć Shoah.."

Pamięć Shoah. Goście: Anna Zeidler-Janiszewska i Tomasz Majewski. Spotkanie odbyło się 16 października o godz. 18.30,w Klubie Krytyki Politycznej Na Granicy.